Odpowiedzialność w BDSM
Posted by      12/15/2020 12:59:07     Poradniki BDSM , Cykl "Podstawy BDSM"    0 Comments
Przez klimatyczne fora, portale i grupy od czasu do czasu przetacza się fala dyskusji na temat tego, kto jest bardziej odpowiedzialny w relacji BDSM. Jedni uważają, że cała odpowiedzialność jest po stronie osoby dominującej. Drudzy twierdzą, że odpowiedzialność rozkłada się pół na pół. Trzeci, siódmi i "dwudzieści szóści" (chyba tak to się nie pisze) uważają, że to stosunek 70/30, 67/33, 58.42 itd. W skrajnych przypadkach "coponiektórzy" twierdzą, że to uległa/uległy jest w 100% odpowiedzialny za to co robi dominująca/dominujący, bo to ona/on stawia granice. Dyskusja wartko się toczy, racje się ścierają, każdy patrzy przez pryzmat własnych doświadczeń i wyobrażeń. Więc mógłbym teraz obszernie i soczyście opisywać "mojszość racji" poszczególnych stron i opinii. Ale po co, skoro sprawa jest bardzo prosta? Zanim jednak wyjaśnię, dlaczego to takie oczywiste i niewarte żmudnych dyskusji, przytoczę kilka faktów, o których pisaliśmy wielokrotnie w naszych tekstach.
Po pierwsze zaufanie
I to zaufanie przez duuuuuże "Z". I mówimy o zaufaniu działającym w obie strony. Wiemy doskonale, że w relacji BDSM o urazy nietrudno, zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym. Możemy je ograniczać, niemniej zupełnie wyeliminować się ich nie da. Zaufanie jest tu sprawą konieczną. Co więcej ono nie jest kwestią "daną odgórnie", ustalona na starcie. "Ufasz mi? Tak. Ja tobie też. Uf. Uf. To sobie ufamy, możemy startować w bedeesemy". Zaufanie się buduje, i to od początku. Od pierwszego kontaktu, rozmowy, spotkania. Na poziomie "Cześć, jestem Monika, cześć, ja Karol". Potem przechodzi w sferę kontaktu klimatycznego, i tu dopiero zaczyna się "prawdziwa jazda". 
Podczas praktyk, zaufanie musi być ogromne. Osoba uległa musi wierzyć, że dominująca/dominujący jej nie skrzywdzi. Że uszanuje wcześniejsze ustalenia, nie posunie się o krok za daleko. Oddaje nie tylko swoją wolność, pozwala przejąć kontrolę. Oddaje w czyjeś ręce swoje zdrowie, a nawet życie. Niemniej "po drugiej stronie bata" też nie jest lekko. Osoba dominująca musi zaufać, że uległa/uległy nie przecenił swoich możliwości. Że lekkomyślnie nie uznała/uznał - "przecież dam radę". Niemniej jak ma się tego dowiedzieć? Tutaj płynnie przechodzimy krok dalej.    
Po drugie komunikacja
Kluczowa zarówno przed sesją, w jej trakcie jak i po niej. Przed sesją na etapie uzgodnienia, jak będzie przebiegała? Jakie są fizyczne i psychiczne ograniczenia? Na co dominująca/dominujący może sobie pozwolić? Jakie istnieją potencjalne zagrożenia? Plus oczywiście hasło/gest bezpieczeństwa. I już na tym etapie nie ma żartów. Żadnego wyobrażonego "dam radę", chęci udowodnienia osobie dominującej, że "zrobię dla ciebie wszystko". Jasny i klarowny komunikat, na co się godzimy, a na co nie.
W trakcie sesji waga komunikacji wzrasta jeszcze bardziej. Obserwacja reakcji ciała na dane praktyki, zachowania w obliczu zadanych poleceń, muszą działać dwukierunkowo. I to jak najbardziej werbalnie! Przynajmniej po stronie dominującej. Szept do ucha i odpowiedź słowem lub gestem. Odpowiedź szczera i bez cienia "brawury". Często drobiazgi, chwile decydują o tym, czy sesja skończy się "happy endem", czy urazem i traumą. Dominująca/dominujący nie siedzi w głowie osoby uległej. Może widzieć zewnętrzne oznaki, że coś jest nie tak (zasinienie, bladość skóry, oparzenia) ale nie jest w stanie dostrzec odrętwienia czy bólu na granicy omdlenia. Nie może się domyślać. Musi to wiedzieć! To tutaj najsilniej "włącza się" odpowiedzialność osoby uległej. Jeśli coś zatai, skłamie, całość może skończyć się naprawdę źle. Niemniej jeśli to strona dominująca taki komunikat zlekceważy "bo przecież wytrzymasz, nic sie nie stanie, wiem co robię" - to ona ładuje sobie na barki skutki takiego działania.  
Komunikacja po sesji jest równie ważna jak "after care". Po wszystkim można spokojnie i bez "klimatycznego naładowania" powiedzieć sobie co było ok., co poszło nie bardzo, a co zupełnie kiepsko. To pozwala obu stronom wyciągnąć wnioski na przyszłość i pewne rzeczy zmodyfikować, wyeliminować lub poprawić.    
Po trzecie rozsądek    
Zakładamy, że BDSM to "zabawa dla dorosłych". A jeśli tak, to obie strony nie mogą zwyczajnie "pójść na całóść, jakoś to będzie". Przed podjęciem klimatycznych działań wszyscy muszą mieć świadomość zarówno tego, że będzie zajebiście, jak i tego, że coś może pójść nie tak. I rozumieć konsekwencje tego drugiego. Co często jest pomijane do czasu, aż nie wydarzy się tragedia. 
Jeśli dominująca/dominujący "przegnie pałę" lekceważąc sytuację, tracąc opanowanie lub zrobi coś nieumiejętnie, konsekwencje poniesie osoba uległa. Zwichnięty staw, oparzenie drugiego stopnia czy zbyt sina dupa to tylko część z nich. Jeśli su/piesek w porę nie powściągnie swoich "ambicji", to na konsekwencje narazi nie tylko siebie ("kontuzja" fizyczna lub psychiczna), również stronę dominującą. I oby skończyło się na urazie i poczuciu winy, a nie długim pobycie w pokoju z oknem w szkocką kratę. 
Więc jak sami widzicie, odpowiedzialność w relacji BDSM jest po obu stronach. I jakby powiedziała babcia Wolańska: "nad czym tu deliberować?"...   

Share This Post :