W BDSM istnieje wiele kategorii uwzględniających zarówno rodzaj danej relacji, jak i związane z nim role. W tym tekście opisywałem podstawowy podział [link]. Teraz chciałbym się skupić na różnicach między uległością, a poddaniem. Skupię się na relacji w ramach męskiej dominacji (maledom). Zanim jednak to zrobię, muszę przytoczyć kilka porządkujących temat pojęć.
Zacznę od tego, że w języku polskim ale i w klimatycznym środowisku, często określenie dominującego mężczyzny - dominujący, pan, master - wrzuca się "do jednego wora". Podobnie jest z kobietami - uległa, niewolnica, suka. Używane naprzemiennie, choć każde z nich ma głębsze znaczenie, które rzutuje na konkretną rolę oraz obraz relacji. Przyznaję się bez bicia - sam często tak robię. Czas zatem, aby ogarnąć ten galimatias. W tym celu posłużę się również pojęciami w języku angielskim, ponieważ łatwiej będzie zrozumieć różnice. Na początku mamy konkretne role:
Dominant - dominujący - tutaj jest "z górki". Po prostu dominujący mężczyzna.
Submissive - uległa - też bez komplikacji.
Master (owner) - Pan, właściciel - tu wychodzi odrobinę "koślawość" języka polskiego, ponieważ "master" to w dosłownym tłumaczeniu "mistrz". I nadal dominujący. Niemniej chodzi o szczególny rodzaj dominacji, w którym Pan jest "właścicielem" uległej.
Slave (property, servant) - niewolnica, własność, służąca - również uległa, ale w tym szczególnym charakterze osoby bezwzględnie poddanej swojemu Panu. Niemniej w ramach poprawności politycznej w dalszej części tekstu będę używał określenia "poddanie, poddana lub służąca", aby nikomu nie kojarzyło się źle słowo "niewolnica".
I teraz w miarę płynnie możemy przejść do dwóch typów relacji, a mianowicie:
Dominant/submissive - dominujący/uległa.
Master/servant - pan/służąca, o czym pisał już w latach '80 zespół Depeche Mode.
Zanim przejdę do wyjaśnienia czym się różni jedno od drugiego, przytoczę jeszcze dwa pojęcia:
Power exchange - na polski kompletnie nieprzetłumaczalne. Najbliżej będzie "wymiana mocy" lub jeszcze lepiej "wymiana emocji". Osoba uległa "oddaje władzę" nad sobą, w zamian otrzymując "dominację". Przy czym nie tylko przejęcie kontroli, ale również odpowiedzialność i opiekę.
Total power exchange - przetłumaczalne bardziej, jeśli dobrze wyjaśniłem "power exchange" ;-). Ten sam element klimatycznej relacji, niemniej w wydaniu "całkowitym", oddanie / przejęcie kontroli, a tym samym odpowiedzialności, lecz w sposób znacznie głębszy.
Uuuufff... Wystarczy już mam nadzieję regułek i definicji, czas przejść do sedna. Wspomniane przeze mnie na początku tekstu "wrzucanie do jednego wora" ma swoje konsekwencje. A mianowicie zaciera granice między relacją dominujący/uległa, a pan/służąca. "A to już nie to samo", jak śpiewało De Mono (też na "de"). Zwłaszcza dla osób wchodzących w tematykę BDSM.
Zacznę od tego, że działa tu klasyczny efekt "zakrzywionej rzeczywistości", najczęściej spowodowany zbyt dużą ilością "spożytych" filmów na Pornhub. Mężczyźni próbujący zacząć przygodę z BDSM na starcie przyjmują, że jeśli na horyzoncie pojawi się jakaś uległa, natychmiast zostanie ich służącą, sex zabawką, spełniającym dowolne rozkazy i zachcianki "klimatycznym robotem". Z kolei uległe kobiety marzące o uległości (a nie całkowitemu poddaniu) "zderzają się" z taką wizją i następuje zonk. Więc w czym tkwi problem?
W niezrozumieniu podstawowej różnicy między uległą, a "niewolnicą". Kobieca uległość to DAR! Na który trzeba zasłużyć. Powtarzam to często w swoich tekstach, ale nigdy za mało. I tego oczekują uległe kobiety. Oddania siebie w zamian za dominację, ale też odpowiedzialność i opiekę. Niemniej zakres "oddania władzy" może być różny. Wszystko zależy od konkretnych ustaleń na początku i w trakcie relacji, wszak niezależnie od jej rodzaju, nadal wszystko odbywa się za zgodą obydwu stron.
W relacji dominujący/uległa, power exchange jest na swój sposób "słabszy". Owszem, to dominujący dyktuje warunki, egzekwuje ustalenia, nagradza i karze. Uczy, prowadzi, rozwija uległą i samego siebie. Niemniej zakres uzgodnień i wspólnych działań pozostaje na swój sposób "płynny". Uległa może w odpowiedni sposób kierować rozwojem wzajemnej relacji poprzez własne sugestie, rozmowę, ma w pewien sposób wpływ na wybór "dalszej drogi". Najczęściej taka relacja ogranicza się również do sfery życia "łóżkowego", nie wpływając diametralnie na codzienne życie.
W przypadku relacji właściciel/służąca autonomia uległej jest w ogromnym stopniu zawężana. Wkraczamy w obszar "total power exchange". Uległa oddaje się władzy swojego Pana w sposób niemal bezwzględny. Poddaje się jego woli bez dyskusji i w sposób jaki możemy kojarzyć z osoba bezwolną. Może to dotyczyć nie tylko zachowań i praktyk klimatycznych, ale też aspektów życia codziennego takich jak jedzenie, ubranie czy sprzątanie. Uległa nadal świadomie oddaje władzę nad sobą, niemniej pozwala masterowi na znacznie więcej niż w przypadku relacji dominujący/uległa. Do tego istnieją relacje skrajnie nastawione na ograniczenie swobody uległej, niemniej to już jest zarezerwowane dla naprawdę zaawansowanych związków.
Mam świadomość, że część osób wchodzących w świat BDSM chce od razu sięgnąć do "głębszego źródła", zakosztować "totalnej dominacji" i "totalnej uległości". Nie ma w tym nic złego. Niemniej warto spróbować najpierw wsiąść na zwykłą karuzelę i sprawdzić, czy dajecie w niej radę, zanim przesiądziecie się na ekstremalny diabelski młyn.