W założeniu świat BDSM to ogromna różnorodność praktyk i zachowań. Każdy znajdzie coś dla siebie, zarówno jeśli chodzi o rodzaj zabaw jak i ich intensywność i złożoność. Jednak często przeglądając dyskusje w mediach społecznościowych czy rozmawiając z ludźmi praktykującymi BDSM, wyłania się zupełnie inny obraz.
Mianowicie zauważam swoisty "pęd" do powielania zachowań innych. Uległa/uległy musi cierpieć i być posłuszna - więc ulega i cierpi. Domina czy Master mają być władczy, surowi i wymagający. Więc rzucają gromy, strzelają batem i wydaja polecenia z marsową miną. Osoby wchodzące w klimatyczny świat patrzą na to i myślą - "ok, skoro tak to wygląda, to widocznie tak być musi więc ja też taki/taka będę". I dzieje się to po obydwu "stronach bata".
Podobnie z praktykami. Wszyscy wiążą liny i praktykują Shibari. Idę na warsztaty, choć właściwie wcale mnie to nie kręci. Ale przecież wszyscy to robią, więc nie mogę być gorsza/gorszy. Spanking? No BA! Co to za Master/Domina bez pasa czy floggera?! I choć nie jestem sadystą, a zadawanie bólu traktuję czysto mechanicznie, będę lał uległego/uległą. Bo tak trzeba! I tak dalej, przykłady kolejnych praktyk można mnożyć.
To samo dzieje się w przypadku osób uległych. Powstaje swoisty "pakiet must have", zarówno po stronie praktyk jak i zachowań. Do tego dochodzi presja klimatycznego otoczenia, bo jeśli nie chodzisz 24/7 z sinym tyłkiem, nie jesteś Prawdziwą Uległą. Jeśli nie traktujesz uległego jak szmaty, nie jesteś Prawdziwą Dominą. Jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać tak jak one. Ale czy aby na pewno?
Wyobraźmy sobie przez chwilę uśmiechniętego Mastera oraz szczęśliwą uległą. Ale nie tak "w duchu", tylko autentycznie szczęśliwych! I nie dlatego, że "wypełniła dokładnie polecenia swojego Pana i Włatcy", ale dlatego, że BDSM przynosi im radość i spełnienie. I nie potrzebują w tym celu wiecznie sinego tyłka, kilometrów liny czy kursu ratownika medycznego.
Oczywiście nie chcę generalizować. Znam mnóstwo klimatycznych osób, które realizują się w BDSM bez pakietu "żelaznych praktyk". Pełnymi garściami czerpią z jego bogactwa i różnorodności. BDSM to w fundamencie obopólna zgoda. A skoro tak, to nie może być mowy o żadnym zmuszaniu do czegokolwiek tylko dlatego, że "inni też tak robią". Rozwój - oczywiście! Możecie próbować nowych rzeczy, lecz jeśli pojawia się twarde "NIE", uszanuj je, a nie próbuj skłaniać do czegokolwiek posługując się jakże słabym argumentem "bo klimatyczni tak robią". I dotyczy to zarówno strony dominującej, jak i uległej. Takie działanie prędzej czy później skończy się smutno.
Pamiętajcie, że klimatyczna relacja to realny świat i realni ludzie. Ze swoimi pragnieniami, uczuciami, ograniczeniami i wadami. Z codziennym życiem, pracą, kredytem na mieszkanie i dziećmi. Media społecznościowe jak FB czy Fetlife kreują obraz BDSM-owej„Nibylandii”, w której Domina nosi kozaki przez 24h, a uległa jest zawsze rozwarta i gotowa.
W „realu” Dominy chodzą po domu w kapciach i pieką szarlotkę, ulegli miewają fochy, a uległe okres przynajmniej raz w miesiącu. Chorują przez tydzień po sesji na śniegu i leczą sińce na szyi, bo jutro trzeba stanąć za kasą w biedrze. Masterzy pracują na saksach lub rozwożą paczki od rana do wieczora i po całym dniu mają tylko ochotę zasiąść z browarem przed telewizorem, a nie motać 5-godzinnego podwieszania. Ale o tym już nie przeczytacie w grupie „Tru Bedeesemy”, bo to nie jest „nośne”. Wszyscy stwarzają iluzję relacji 24/7 i uprawiania najbardziej wymyślnych praktyk.
Jeśli zatem fascynuje cię BDSM i wchodzisz w ten świat, nie daj się pochłonąć czarowi „Nibylandii”. To zwykła fasada, „klimatyczna mgła” stworzona z chęci zabłyśnięcia w wirtualnym świecie. Nie daj sobie wmówić, że „tak musi być”. Odkrywaj, baw się, realizuj. Lecz wyłącznie swoim tempem i tylko tak jak ty chcesz. Na koniec rozczaruję parę osób: Mikołaj też nie jest prawdziwy...